Czy Bucks popełniają błąd pozbywając się wszystkich weteranów?

131002_roster_pachulia_40023 lata – taka najprawdopodobniej będzie średnia wieku Bucks w przyszłym sezonie. Dla porównania, najmłodszym zespołem w dniu rozpoczęcia sezonu w historii NBA byli zeszłoroczni 76ers. Przeciętny wiek drużyny wygrywającej mistrzostwo to 28,2, drużyna złożona z zawodników młodszych niż 26 lat zdobyła mistrzostwo tylko raz w ostanich 50 latach. Co więcej, 8 z 10 najstarszych mistrzów zdobywało swoje tytuły w ostatnich 20 latach.

Bucks będąc najmłodszą drużyną w NBA na pewno ściągną na siebie oczy wielu kibiców i dziennikarzy, którzy wcześniej nie zdawali sobie sprawy z tego, jak fajną koszykówkę można grać w MKE. Ale czy jest sens? O ile zawsze byłem fanem młodych i perspektywicznych zespołów, to jeszcze nigdy nie spotkałem się z tym, aby takie drużyny sięgały na szczyt. Wypuszczanie na parkietu młodych, niedoświadczonych i głodnych gry graczy ma oczywiście swoje plusy, ale bez odpowiedniego wsparcia w szatni ze strony doświadczonych kolegów, może się to bardzo łatwo odbić przeciwko nam. Żeby nie było, że znowu marudzę – jestem pod wielkim wrażeniem szybkiej przebudowy Bucks i zwrotu, jakiego dokonaliśmy w ostatnich sezonach. Ale nie podoba mi się to, jak lekką ręką oddaliśmy Zazę do Mavs (za pick w drugiej rundzie) i Dudley’a do Wizards (również za pick w drugiej rundzie), szczególnie w momencie, gdy obaj mieli duży wpływ na młodzież, znali tutejszą drużynę i pewnie byliby w stanie zakończyć tu swoje kariery.

Jason Kidd zapytany o to, na jaki progres liczy w przyszłym sezonie odpowiedział, że chce przejść z „dobrego” w „dobre”. Nie wybitne. Nie świetne. Takie ostrożne podejście z jednej strony zdejmuje z drużyny presję zbyt wysoko ustawionej poprzeczki, ale z drugiej strony, czy nie jest to po raz kolejny ślepe patrzenie w slogan „Own the future”? Kiedy przyjdzie czas na obawy, że budując przyszłość zapominamy o tym, że należałoby jeszcze coś wygrywać tu i teraz? Wygląda na to, że na chwilę obecną przyjdzie nam czekać na wymianę, która zaskoczy wszystkich, ściągnie nam jednego/dwóch weteranów będących gdzieś przy końcu swojej kariery. Bo jakoś nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że „future is now”, bo zanim Monroe wejdzie w grę, Giannis nabierze doświadczenia, a Parker wrócić do formy, minie co najmniej rok.

Trochę się obawiam tego, jak tak młody zespół poradzi sobie z trudami całego sezonu. Boję się, że nie uda nam się do końca uniknąć sytuacji, w których dwóch, trzech zawodników walczy bardziej o swoje indywidualne wyniki, niż o ostateczne dobro zespołu. Pewnego dnia Antek przestanie bezgranicznie kochać Milwaukee i wyciągnie swoją gigantyczną dłoń po maksymalny kontrakt, który zagwarantują mu tylko w LA, albo NY. Z sentymentu zostanie w klubie, czy może odwali Hardena i pójdzie grać pierwsze skrzypce w lepszej orkiestrze, dla światowej klasy dyrygenta? To samo tyczy się każdego z Kozłów – koszykarski biznes jest nieubłagany i nie można liczyć się z tym, że w przypadku Bucks będą inne rozwiązania, niż te, których nauczyła mnie historia.

Źle się czuję szukając dziury w całym na początku off-season, w momencie, kiedy Bucks nawet nie wykonując już żadnego ruchu i tak będą pewniakami do play-offów. Mamy potwornie mocną pierwszą piątkę, ale czy mamy już na tyle głęboki skład, że możemy liczyć na odpowiednie zaplecze w przypadku jakiejkolwiek kontuzji? A może plan Kidda to przetestować zawodników teraz? Wypuścić ich w ekstremalnych marunkach do walki o najwyższe cele bez doświadczenia, po to, aby sami wyciągali odpowiednie wnioski i w razie czego, w przyszłości, brali na siebie odpowiedzialność? Cieżko teraz jednoznacznie odpowiedzieć, ale wydaje mi się, że temat młodych Kozłów będzie się ciągnął jeszcze przez kilka dobrych lat, niezależnie od wyniku, jaki osiągniemy w nadchodzącym sezonie.