RECAP: Bucks vs Wizards 151-131

Mecz, którego nie dało się oglądać.

Bucks vs Wizards 151-131

To jest to. Wstajesz o 5 rano ze świadomością, że masz niecałe dwie godziny jedynego, prawdziwego luzu w ciągu dnia. Dwa szybkie łyki wody zmywają poranny smak wieczornych browarów. Odpalasz LP, uśmiechasz się i czekasz na pierwszy gwizdek.

Znowu płaczesz na początku spotkania jak wczuwasz się we wspomnienia o Kobem. Potem widzisz, że Bucks wychodzą z Ersanem w pierwszej piątce. Czy Giannis jeszcze nie był gotowy. Spoko. Kiwasz głową ze zrozumieniem.

Ersan zdobył pierwsze siedem punktów dla Kozłów i zaczęło się granie. Skończyło się na ośmiu celnych trójkach w pierwszej kwarcie. I prowadzeniu 42-28. Przecierasz oczy, bo to lekkie przegięcie. Khris ma dopiero 9 oczek na koncie.

Chcesz wyłączyć mecz po pierwszej połowie, po tym jak Bucks rzucili 88 punktów, pobijając tym samym rekord klubu z 1979 roku, kiedy w meczu z New Orleans Jazz dziabnęli 87. To nie koszykówka, dla której chcesz tracić poranek… A jednak ciągniesz do końca, przewijając co się da, licząc, że może jakim cudem będziesz świadkiem historii. I byłeś:

1) Khris ustanowił nowy rekord kariery zdobywając 51 punktów (10 zbiórek) i trafiając przy okazji 7 trójek (na 10 prób).

2) Dla Bucks było to 41 zwycięstwo w sezonie i dołączyli tym samym do grona pięciu zespołów w historii NBA, które wygrały co najmniej 41 meczów z 47.

3) 151 punktów to piąty wynik w historii Bucks i największy od 1989 roku, kiedy w meczu z Seattle rzuciliśmy 155 punktów. Po pięciu (5!!!) dogrywkach!

4) Było to szesnaste zwycięstwo Bucks w tym sezonie różnicą co najmniej 20 punktową. Tak, nikt inny w NBA nie gromi w takim stylu w tym sezonie.

5) 72 raz z rzędu przekroczyliśmy 100 punktów.

Jeden wielki ziew.

Zapowiedź: Bucks (40-6) vs Wizards (15-30)

W nocy ciśniemy:

👊 Bucks (40-6) vs Wizards (15-30)
🛬 w Fiserv Forum
o 2:00

– wygraliśmy 8 meczów z rzędu i 13 z ostatnich 14 (ta jedna, bolesna porażka to Spurs 22 punktami, gdzie daliśmy sobie rzucić 19 trójek.

– liczymy na 71 mecz z rzędu z rzuconymi ponad 100 puntami.

– będzie to pierwszy mecz Bucks od śmierci Kobego. Ciekawi postawa Giannisa, który był blisko Mamby przez większość swojej kariery. A ten wywiad, który wczoraj wrzuciłem pokazuje, pokazuje tylko, jak osobiście Antek podchodzi do śmierci swojego mentora.

– dla Waszyngtonu będzie to czwarty, ostatni mecz wyjazdowy (w poprzednim z Hawks poszaleli w obronie i dali sobie rzucić 152 punkty).

Czy można się spodziewać czegoś innego niż ponad 10 punktowej wygranej Bucks? Spytaj Larry’ego.

Mecz w Paryżu w cieniu Weekendu Gwiazd

W związku z Weekend Gwiazd – ZLOT fanów BASKETU nie miałem jak podsumować wygranej w paryskim meczu. Bo w sumie nawetwięcej emocji było w finałowym meczu ZLOTu, w którym razem z częścią składu Brodzik Team oraz kawałkiem redakcji Minnesota Timberwolves PL podejmowaliśmy drużynę Pana Dariusza Zeliga i, podobnie jak Bucks w Paryżu, w pierwszych minutach meczu nie byliśmy w stanie wyczuć wyjątkowo wrogo do nas nastawionych obręczy.

Bucks – Hornets 116-103

Dla szukających wrażeń od razu proponuję włączyć mecz w drugiej połowie trzeciej kwarty, wtedy bench mob zacząć robić swoje. Donte zaliczył blok, przy którym wisiał w powietrzu przez dobry tydzień i razem z Patem i Hillem dogonili wynik.

Oglądanie Donte w obronie jest fenomenem zasługującym na osobny akapit. Chłopak zasługuje na mixtape z każdego deflection, hustle i innego niewpisywanego w statystyki muśnięcia piłki. Z przyjemnością się patrzy na jego umiejętność błyskawicznego powrotu do wyjściowej obronnej pozycji – wyskok do bloku, lądowanie, dostawny do kolejnego zawodnika, kolejny skok. Wszystko w parę sekund, ze zwinnością kota.

Giannis miał spokojny wieczór, mimo 30 pkt (68% z gry) i 16zb. Przez pierwsze trzy kwarty trafił tylko 5/11 z gry i wystrzelił dopiero w czwartej kwarcie, w której trafił wszystkie 8 rzutów. Był to też pierwszy mecz od niepamiętnych czasów, kiedy zagrał przez 10 minut z rzędu w ostatniej odsłonie meczu.

Zwróciłem też uwagę na krótki ekstremalny smallball, jakim zagraliśmy. Był moment, gdy wyszliśmy na parkiet w składzie Giannis-Middleton-Hill-DiVincenzo-Bledsoe.

Co dodatkowo cieszy?
1. Był to 70 mecz z rzędu, w którym rzuciliśmy ponad 100 punktów.
2. W historii ligi, 5 z 6 drużyn które wygrały 40 meczów w pierwszych 46 sezonu, zdobywało w tym sezonie mistrzostwo. Tak tylko mówię…

PS.
Zastanawia mnie, co takiego jest w graniu przeciwko Milwaukee dla Malik Monka, że znowu zagrał z nami świetne zawody – 31pkt. W ostatnich pięciu meczach uzbierał w sumie 32 punkty.

WKS i WKK wygrywają swoje pierwsze mecze.

To był dobry dzień dla wrocławskiej koszykówki. Swoje pierwsze mecze w playoffach wygrał zarówno Śląsk (94-72 z Górnikiem) jak i WKK (92-90 na wyjeździe z Czarnymi). I choć w perspektywie walki o awans do PLK były to dopiero nieśmiale postawione pierwsze kroki, to nauczony brakiem jakichkolwiek sukcesów dolnośląskich drużyn, nie mam zamiaru deprecjonować dzisiejszych wygranych.

Śląsk Wrocław – Górnik Wałbrzych 94-72

Wrocławianie zaczęli ten mecz bardzo podobnie do ostatniego spotkania z Sokołem Łańcut – dzisiaj też zaczęło się od wysoko wygranej pierwszej połowy 46-24 i mimo walki do ostatniego gwizdka, gościom ani na moment nie udało się zmniejszyć strat do chociażby 15 punktów.

Na całej linii zawiódł dzisiaj świeżo upieczony MVP sezonu zasadniczego Aleksander Dziewa, dla którego odebranie nagrody było najjaśniejszym punktem sobotniego popołudnia. Później zniknął w cieniu górującego nad nim przez cały Piotra Niedźwiedzkiego. 5 punktów i 5 zbiórek w 31 minut, do tego trafienie tylko 1/4 rzutów z gry oraz 1/4 z wolnych, spowodowało, że skandowane przez garstkę wrocławskich kibiców „MVP! MVP!” miało momentami wręcz szyderczy wydźwięk.

Czytaj dalej „WKS i WKK wygrywają swoje pierwsze mecze.”

Śląsk nadal niepokonany u siebie.

Po jednostronnym pojedynku we wrocławskiej hali AWF Śląsk Wrocław sobie zapewnił awans do play-offów z pierwszego miejsca. Dzięki 25 punktom Roberta Skibniewskiego i 21 Aleksandra Leńczuka, gospodarze pewnie pokonali Sokół Łańcut 105-71.

Śląsk Wrocław – Sokół Łancut 105 -71

 

Teoretycznie, gdyby ten mecz skończył się już na cztery minuty przed końcem pierwszej połowy, nikt by się nie obraził. Śląsk prowadził wtedy 52-22 i przy niespodziewanej indolencji strzeleckiej gości, mógł sobie pozwolić na spokojnie dogranie do końcowego gwizdka. Pierwszoplanową rolę odgrywał Robert Skibniewski (w całym meczu 25 punktów i 9/13 z gry), który jak natchniony trafiał trójki (6/9). Dla wrocławskiego weterana był to najlepszy mecz w tym sezonie i – nie obraź się Robercie – wyglądał w nim lepiej niż w styczniu 2005 roku, kiedy to po jego asyście Radosław Hyży zdobył zwycięskie punkty w meczu pucharu ULEB z Telekomem Bonn. Czternaście lat minęło, a Robert nadal pokazuje, że jest w stanie znacząco pomóc Śląskowi w upragnionym w tym sezonie awansie do ekstraklasy. A ja, nie wiedzieć dlaczego, po każdej udanej akcji wrocławskiego rozgrywającego przypominałem sobie jego cross-over i podanie pod kosz ze wspomnianego powyżej meczu. Zimna krew, opanowanie, pewność siebie i wysokie koszykarskie IQ – tylko to przychodzi mi do głowy żeby opisać mecz w wykonaniu Skiby.

Czytaj dalej „Śląsk nadal niepokonany u siebie.”