O (nie)przekładalności języka koszykówki słów kilka

Bycie tłumaczem to czasem cholernie katorżnicza praca, którą można porównać do wchodzenia pod stromą górę w czasie deszczu i wiatru prosto w twarz, gdzie z każdym kolejnym krokiem nie tylko czujemy przeszywający ból w całym ciele, ale również zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy nawet w połowie drogi na szczyt. Profesjonalny przekład wymaga nie tylko doskonałej znajomości języków, z którymi pracujemy, ale również podłoża kulturowego dwóch przekładanych światów. Zawsze, kiedy w czasie dyskusji o translatoryce dochodzi do tego zetknięcia się dwóch światów, pojawia się poważny problem: czy tłumaczyć bowiem z zachowaniem 100% znaczenia oryginalnego tekstu, czy też przełożyć go tak, aby był zrozumiały dla odbiorców w odmiennej kulturze? Sam niejednokrotnie stawałem twarzą w twarz z tym dylematem, który jednak stosunkowo szybko udawało mi się zażegnać (nie mniej mając na uwadze ten i wiele innych problemów z przekładem, w końcu dałem sobie spokój z profesjonalnymi tłumaczeniami z racji na potworną nudę, która jak złapie, to za żadne skarby nie chce puścić).

Przekładanie tekstów specjalistycznych to też osobna para kaloszy. O ile w dziedzinach technicznych znalezienie pasujących odpowiedników nie stanowi zazwyczaj większego problemu (o ile ma się dostęp do dobrych słowników), o tyle w dziedzinach niszowych – do której z wielką przyjemnością zaliczę koszykówkę – pojawiają się kłopoty i dylematy.

Na co chciałbym pokrótce zwrócić uwagę? Przede wszystkim dobrze by było raz na zawsze zastanowić się nad kwestią sporządzenia słownika terminów koszykarskich, które w języku polskim będą przyjmowały angielskie odpowiedniki. Po drugie, mam nadzieję, nie narażę się za bardzo purystom językowym, trzeba w końcu zdać sobie sprawę z tego, że koszykówka nie jest i raczej nigdy nie będzie w pełni przekładalna na język polski. No i po trzecie – myślę do dobrym rozwiązaniem byłoby w końcu pogodzenie się z faktem, że obco brzmiące terminy, które słyszymy przy okazji każdej transmisji koszykówki w Canale Plus, Orange Sport, czy TVP, raczej na stałe zostaną w naszym języku.

Są jednak rzeczy, które mnie drażnią na tyle, że nie będę w stanie się z nimi całkowicie pogodzić. Kilka z nich postaram się na szybko wypisać poniżej, z wielką prośbą o dopisywanie pozostałych zwrotów, o których w danej chwili nie pamiętam.

1. Terminy łatwo przekładalne na język polski.

Nie ukrywam, że strasznie mnie drażni używanie angielskich zwrotów, w momencie kiedy mają swój polski odpowiednik. Dlaczego na C+ tak często słychać ekspertów używających zwrotów „full court pressing”, kiedy można spokojnie powiedzieć o kryciu na całym boisku? Czemu używanie „zona defense” zamiast „obrona strefą”? Nie wiem, czy jestem jedyną osoba, którą drażni również określenie „szarża” użyte w kontekście faulu w ataku, czy też „transmisja” w znaczeniu szybkiego przejścia z obrony do ataku? Dlaczego używamy nagminnie zwrotu „game winner” skoro można go śmiało zastąpić rzutem na miarę zwycięstwa (tutaj biję się w pierś, bo język blogowania czy forumowania wręcz wymusza w niektórych sytuacjach użycie game winnera czy buzzer beatera). Podoba mi się pompka zamiast pump fake, wsad zamiast dunk (ale smecz to już przesada). Jak wielkie było moje zdziwienie kiedy słyszałem o „podróży zawodnika” użyte w kontekście kroków (travelling) – komu przeszkadzają kroki? Bardzo fajnie przyjęło się tłumaczenie „trumny” czy inaczej „pomalowanego”, zasłona też nie będzie u nas działała jako „screen”.

2. Terminy raczej nieprzekładalne

Z drugiej strony mamy zwroty, które brzmią kretyńsko, kiedy się je przetłumaczy. Prosto z pamięci mam podwójny dublet, albo potrójny dublet (double double i triple double).  Po co więc się wysilać? Cieszę się, ze póki co pick’n’roll, airball czy alley oop pozostał bez zmian i nikt nie pokusił się o tłumaczenia typu postaw’i’wbijaj czy smecz z powietrza (bo w sumie „niedolot” od czasu do czasu pojawia się w czasie transmisji). Bardzo dobrze, że cały czas mówimy o play offach a nie o rozgrywkach po sezonie zasadniczym; super że mamy Final Four, ale dziadowsko, że czasem słychać p. Michałowicza mówiącego o Finale Czterech. O wiele łatwiej jest powiedzieć o crossoverze aniżeli opisywać ruch pisząc / mówiąc o nagłej zmianie kierunku ruchu.

A co zrobimy z Threepeat? Polski język biedny język, niezastąpionej gry słów z języka angielskiego niestety nie da się wprowadzić do nas (a może się da?)

Na okrągło mówimy o Salary Cap, o graniu Small ballem, o sweepie w playoffach, o pivocie, o luxury tax, o ładnym jumperkudrafcie,  czy back-to-backu.

Pomyślcie o tym, jak bardzo sztucznie brzmiałaby transmisja komentowana przez ekspertów używających wyłącznie polskich odpowiedników? W swojej aktualnie niepiszącej się pracy doktorskiej skupiam się w dużej mierze na różnicy komentarza koszykarskiego w radiu i telewizji, przez co kilka razy miałem możliwość dogłębnej analizy meczu. Nie wiem czy zwróciliście kiedyś uwagę na to, jak bardzo różnił się komentarz mistrzostw Europy na TVP od komentarza na C+ czy Orange’u? Świadomość tego, że mecze ogląda rzesza laików spowodowała używanie ogólników i opisywania podstawowych reguł „na około”, co jest nie do pomyślenia przy okazji transmisji w stacji, która zajmuje się koszykówką od dłuższego czasu (swoją drogą wpływ koszykówki na zmiany kulturowe to temat na osobny artykuł, którym może kiedyś z wielką przyjemnością sie zajmę).

Kiedyś większość z nas bawiła się w komentatora: wyłączaliśmy dźwięk w TV, podłączaliśmy mikrofon/dyktafon i na bieżąco komentowaliśmy wydarzenia na parkiecie. Tylko nieliczni z nas robili to bez żadnych problemów i radzili sobie z tym w miarę dobrze – zdecydowana większość dała sobie spokój po pierwszym niezbyt udanym razie (prawda, że tak?)

Znam ludzi, którzy oglądają mecze robiąc własne statystyki – za każde udane zagranie zawodnika stawiają „+”, za nieudane „-” po czym na zakończenie spotkania mają wiele do powiedzenia na temat gry każdego gracza.

Są też tacy, którzy siedzą przed telewizorem z kartka i długopisem w reku, uważnie notując ile razy komentator użył nazwiska danego gracza, a ile razy zwrócił się do niego po przezwisku (tak tak, dalej prowadzę arcyciekawe badanie, które zacząłem tutaj)

Mam w takim razie wyzwanie dla największych śmiałków. Kiedy w sylwestra usiądziecie przed Orange Sport i będziecie słuchać transmisji Cavs – Atlanta, zapisujcie perełki językowe. Przy każdym innym meczu również (wyniki swojej zabawy możecie słać na maila daveknot@gmail.com albo walić w komentarze).

Michale P., komentujesz mecze nie od dziś, masz wielką wiedzę z zakresu kosza zarówno w po polsku jak i po angielsku, w wolnej chwili możesz nas zaszczycić swoimi wrażeniami o przekładzie terminologii koszykarskiej. Innych, anonimowych ekspertów proszę o to samo.

Dodatkowe przykłady, jak już wspominałem na początku, proszę o dopisywanie w komentarzach. Własne dygresje również bardzo mile widziane.

11 myśli w temacie “O (nie)przekładalności języka koszykówki słów kilka

  1. Dla osób które znają dobrze angielski dobrą alternatywą dla pana Michałowicza i spółki jest oglądanie w internecie lub na League Pass z oryginalnym komentarzem- mnie osobiście bardzo podoba się styl komentarza Reggiego Millera- nie wymądrza się za bardzo a często w fachowy sposób komentuje wydarzenia na boisku wspomagając się wiedzą zdobytą jako gracz NBA. Zapożyczenia językowe były, są i będą ,ale niektórych rzeczy nie warto tłumaczyć a i tak wszyscy zainteresowani wiedzą o co chodzi. Komentarz panów Romańskiego i Jankowskiego w czasie Euro pozostawiał wiele do życzenia, mało merytorycznej treści, dużo owijania wokół tematu.

    Polubienie

  2. alley-oop, block, fade-away, top ten, wiadomo nazwy drużyn, skróty typu
    nba, mvp , te ważniejsze zostały już chyba wymienione

    Polubienie

  3. @tato – doktorat piszę po angielsku, gdzie robię mniej potworków 🙂 Ale masz rację, czasem warto przeczytać chociaż raz to, co się napisało (ale nie zawsze już się chce).

    No i całkowicie się z Tobą zgodzę, co do wdrażania terminów do języka. Niestety, zanim coś się u nas przyjmie, to już zaczyna brzmieć dziwnie.

    Polubienie

  4. nie kołowrotek tylko młynek…

    pentration-> wejście
    sweep-> do zera
    pump fake-> winda/pompka
    salary cap-> komin płacowy
    draft-> nabór

    Moim zdaniem problem polega na tym, że trzeba tłumaczyć terminy, gdy się one pojawią, a potem się ich trzymać; teraz jest już za późno, więc zamiast niedolotów mamy erbole itd. Podobny problem istnieje we współczesnej polszczyźnie naukowej- prawie wszystkie terminy angielskie wchodzą do użytku i późniejsze próby tłumaczeń w podręcznikach na nic się zdają to tak z mojego podwórka).

    A co do komentarza- nieodżałowany duet Szaranowicz- Łabędź z hej, hej tu enbiej! To były czasy! Niestety Pan Ryszard w roli głównego komentatora wypada strasznie.

    PS Jeżeli kolega rzeczywiście pisze doktorat z językoznawstwa, to mógłby choć trochę popracować nad redakcją swoich wpisów przed publikacją, bo tu i ówdzie pojawiają się straszne potworki…

    Polubienie

  5. hehe… spoko artykułek:) Ja lubie ”kelnera” 😀 .Natomiast nie chcialbym zeby kumple zamiast windmill dunk wymyslali cos w stylu kolowrotek..;) pozdro

    Polubienie

  6. Sorki że tyle postów. Ale mam jeszcze jedno, zauważyłem że ludzie komentujący, piszący, … panicznie boją się powtórzeń i tworzą takie materiały gdzie mówiąc o 1 zespole używają 10 różnych nazw. Lejkersi, potem jeziorowcy, kolejno LA, następnie Los Angeles, koszykarze miasta aniołów,… itd.

    Polubienie

  7. No tak to u Nas. Bo tam to nawet pseudonimy są umieszczane na koszulkach, jak to Ameryka lubi skrótowe myślenie 🙂

    Polubienie

  8. a mnie skróty zawodników od imion i nazwisk – „TiDi”, „TiPi”, „eLBiDżej”, „KejDżi”, mam wrażenie że słucham wtedy Snoop Dogga

    Polubienie

  9. Bardzo chętnie przeczytałbym wnioski z takich badań, bo szczerze mówiąc jestem przerażony tym co słyszę w wykonaniu Michałowicza i spółki na C+. Pomijając oczywiste i poruszone w tekście łamańce językowe o palpitację serca przyprawiają mnie penetracje, podania talerzowe, snejkmówy, decyzyjność i inne tego typu wynalazki. Nie jestem purystą językowym i dopuszczam również w swoim własnym języku mówionym i pisanym pojawianie się makaronizmów zwanych teraz amerykanizmami. Ale szczerze mówiąc wolałbym czysty oryginalny komentarz w wykonaniu amerykańskim od tego co prezentuje się w C+…
    To prawda co piszesz o kontekście kulturowym. Prawdę mówiąc jednak wolę dosłowne tłumaczenie od prób dostosowywania do domyślnej indolencji umysłowej większości oglądających. Ostatnio zostałem przerażony przez wywoływanego przeze mnie Michałowicza próbą tłumaczenia przezwiska „Hot Rod”. Padłem pod stół po rewelacji iż ten pseudonim pochodzi od gorącej temperatury tego faceta… Podobnie zabłysnął kiedy tłumaczył, że przezwisko „Easy” u byłego już centra LAL Eldena Campbella wzięło się z tego, że mu wszystko łatwo przychodziło… W tej chwili nie pamiętam już wszystkich wpadek ale podczas każdej transmisji wielokrotnie rzucam „niemeldowanymi” po coraz głupszych hasłach jakie słyszę.

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.